Zaznacz stronę

Gruzja

2023-09-03Gruzja

 25 kwietnia – 2 maja 2023

Wyjazd do Gruzji róznił się od mojch poprzednich wyjazdów. Nie zorganizowałem go sam ani nie byla to wycieczka z biura podroży. Wspólne zwiedzanie Gruzji zaproponowaly mi dwie osoby, ktore poznałem na Maderze. Nie zastanawialem sie dlugo i ostatecznie w cztery osnby polecielismy do Gruzji. Spotkalismy się na miejscu bo lecieliśmy osobnymi samolotami. Jeden z Warszawy, drugi z Katowic. Za bilety w obie strony zapłaciłem 240zł z tym, że wracalismy już wszysty razem do Katowic.

Na lotnisku w Kutaisi zakupilśmy karty sim z nielimitowanym internetem na tydzień. Karty kosztowaly 10 GEL czyli około 1u zł. Następnie udaliśmy się na parking gdzie czekało wypożyczone przez nas autko z napęden na 4 koła. Po dość karkołomnej próbie  dogadania się z człowiekiem, który podstawił auto udało nam się je w końcu odpalić i odjechać. Minęliśmy kilka krów, świń i nieczynnych stacji paliw. W końcu trafiliśmy też na taką gdzie mieli paliwo, zatankowaliśmy i ruszyliśmy w drogę. Ku wyznaczonym wcześniej na mapie atrakcjom.

Kanion Okatse

PIerwszą z nich był właśnie Kanion Okatse znajdujący się około 50km na północ od lotniska w Kutaisi. Zostawiliśmy autko na parkingu przed budynkiem z kasami biletowymi, kupiliśmy bilety po 15 GEL i ruszyliśmy przez park w stronę kanionu. Droga przez park ma około 2km i dochodzimy do budki gdzie są sprawdzane bilety. Tam schodzimy w stronę kanionu do zawieszonych przy skale metalowych chodników, którymi spacerujemy nad kanionem aż do tarasu widokowego.

Gorący wodospad

Kolejnym punktem pierwszego dnia był Gorący wodospad w okolicach Senaki. Z podziemnych źródeł wydobywa się tam gorąca, dająca nieco siarką woda.  Po kilkunastu metrach spływa po niewielkiej skarpie do rzeki gdzie osadzając się tworzy swego rodzaju skamieniały wodospad. Gorąca woda rozlewa się po kamienistej plaży i zatrzymuje w licznych wgłębieniach tworząc mini baseny z gorącą wodą. Woda w nich jet wciąż tak gorąca że dla zwykłych śmiertelników (czyli dla nas) ciężko jest w niej nawet ustać, nie mówiąc już o tym by w takim baseniku posiedzieć. Jednak byli też amatorzy moczenia się w basenikach jak i prysznicu pod wodospadem. Nawigacja Google nie poprowadzi pod sam wodospad, bo na mapie nie ma drogi zjazdowej. Jest ona jednak widoczna na zdjęciu satelitarnym.

Bananowe sady

Na koniec pierwszego dnia zajechaliśmy jeszcze na chwilę do miasta portowego Poti a potem już na nocleg do Ureki. Kolejnego dnia ruszyliśmy wzdłóż wybrzeża w stronę Batumi. Po drodze zatrzymując się czasem na zdjęcie. Dłuższy postój zrobiliśmy w Tsikhisdziri by zobaczyć „Bananowe sady”. Atrakcja niezbyt dobrze oznaczona, drogi kręte a parking przy jakiejś ruinie. Dalej jednak, schodząc w stronę morza dotarliśmy do całkiem ładnie utrzymanego parku.  Jedna ścieżka prowadziła przez tory kolejowe do plaży i kamiennych bloków. Druga, do drewnianych platform nad samą wodą gdzie znajdował się też bar (w kwietniu nieczynny) i niewielki wodospad (czynny). Ujęcia z tego miejsca możesz zobaczyć na moim filmie od 50 sekundy. Oficjalnie to miejsce nazywa się chyba Tsikhisdziri Garden ale jak pytaliśmy miejscowego o drogą to użył słów „Bananowe sady” i tak już nam zostało.

 

Batumi

Celem drugiego dnia podróży po Gruzji było Batumi… ach Batumi, herbaciane pola… zaraz co? Żadnych herbacianych pól nie widzieliśmy. Do Batumi zajechaliśmy głównie na nocleg przed dalszą podróżą, bo do Gruzji przylecieliśmy głównie z myślą o krajobrazach i atrakcjach naturalnych. Nie odmówiliśmy sobie jednak wieczornego spaceru po mieście, czy krótkiego plażowania w miejscu nad którym przelatywały lądujące na pobliskim lotnisku samoloty.

 

Wodospad Makhuntseti

Od Batumi podróżowaliśmy na Wschód. Zawsze na Wschód… pierwszym celem tej podróży był Wodospad Makhuntseti. Znajduje się on około 30 km od Batumi niedaleko głównej drogi. Wodospad ma 50 metrów wysokości i tworzy niewielkie jeziorko. W okolicy znajduje się też kamienny most króla Tamaru, zwany również Mostem Makhuntseti.

 

Przełęcz Goderzi

Jadąc dalej na wschód zaniepokoiły nas nieco znaki mówiące o nieprzejezdnej drodze przez przełącz Goderzi. To by oznaczało konieczność powrotu do Batumi, wybrzeżem z powrotem na północ i droga na wschód północną częścią kraju… czyli de facto musielibyśmy okrążyć całą Gruzję. Zatrzymaliśmy się na obiad w dobrze ocenianej restauracji i podpytaliśmy o tę drogę. Właściciel restauracji skontaktował się z kimś mieszkającym w okolicach przełęczy i dostaliśmy świeże zdjęcia ze stanu dróg. Nie zachwycały, ale nie były też przerażające. Jechaliśmy wolno… asfalt skończył się dość szybko a poziom pofałdowania nawierzchni nie pozwalał na osiągnięcie prędkości większych niż 20-30 km na godzinę.  Słońce zachodziło gdy byliśmy w górach. Widok piękny, ale przydał by się jakiś nocleg. Dojechaliśmy do ośrodka narciarskiego gdzie stało kilka hoteli. Wszystkie puste i zamknięte. Ruszyliśmy więc dalej, da wschód w kierunku cywilizacji. I choć przy drodze zalegały 2-3 metrowe zaspy śniegu to sama droga była dobra… znaczy bez śniegu i lodu, ale nadal z dziurami i koleinami. W końcu zaczęliśmy dostrzegać pierwsze oznaki ludzkiej obecności i upragniony asfalt. DAlej już z górki do najbliższego miasteczka na nocleg. Tam sympatyczny Pan gospodarz rozdał wszystkim kapcie i mogliśmy w końcu iść spać.

Wardzia

Wypoczęci ruszyliśmy ku kolejnej atrakcji w naszym planie. Wardzia to kompleks jaskiń wykutych w zboczu skały. To ogromne skalne miasto ma prawie tysiąc lat. Do zwiedzania jest dostępnych około 300 komnat. W średniowieczu mogło się w nim schronić ponad 20 tysięcy ludzi. Nam też Wardzia udzieliła schronienia. Wprawdzie nie przed najazdem Mongołów tylko przed deszczem bo pogoda niestety nie dopisała.

Tbilisi

Stolicy Gruzji poświęciliśmy nieco więcej czasu. Komfortowy hotel z pysznym śniadaniem i spokojne zwiedzanie miasta było miłą odskocznią od intensywnej podróży po surowych terenach kraju. W przeciwieństwie do reszty kraju tutaj można się poczuć niemal jak w Europie. Mo może gdyby nie ten chaos na ulicach i samochody, które w Europie zamiast jeździć po mieście stały by na złomie. Ale co kraj to obyczaj, to tu od właścicielki hotelu dowiedzieliśmy się, że nie ma się co zbytnio przejmować zasadami i przepisami bo „This is Georgia”.

Stepancminda

Ostatnią większą atrakcją w naszym planie były okolice Stepancminda. Piękne ośnieżone szczyty gór i osiedle położone w dolinie. Tu znajduje się też słynna cerkiew Cminda Sameba. Po drodze zobaczyliśmy też ośrodek narciarski w Gudauri. Ten rejon to zdecydowanie najpiękniejsze tereny w Gruzji z całej naszej wyprawy.