Pielgrzymka do Ziemi Świętej
14-21 lutego 2013
Miałem okazję przeżywać piękne lato tej zimy 🙂 W połowie lutego wybrałem się w miejsce, które jest kolebką naszej wiary, do Izraela – Ziemi Świętej. Miejsce doprawdy wspaniałe, począwszy od zapierających dech w piersiach krajobrazów gór i pustyni, przez różnorodność kultur i wyznań, po świadomość oglądania i przebywania w miejscach w, których przebywał Jezus.
Byłem w Betlejem w miejscu w którym się narodził i wychował oraz w Ain-Karem, gdzie Maryja odwiedziła Elżbietę. W Jerozolimie i okolicach, wszedłem do wieczernika, widziałem ogród oliwny, miejsce gdzie Jezus nauczył modlitwy „Ojcze nasz”, przeszedłem drogę krzyżową aż po miejsce gdzie stał krzyż i gdzie był grób. Płynąłem po jeziorze Galilejskim, byłem w miejscu prymatu św. Piotra, tam gdzie po obfitym połowie 153 ryb Jezus Zmartwychwstały jadł śniadanie z uczniami i gdzie pytał Piotra „Czy miłujesz mnie więcej?”. Byłem w takich miastach jak Kafarnaum, Betania, Nazaret, Jerycho, Cezarea, Hajfa czy Kana Galilejska gdzie odbywało się wesele na którym Jezus zamienił wodę w wino.
Jednym z najciekawszych przeżyć było wejście na górę Synaj, zwaną górą Mojżesza, tą samą na której Mojżesz otrzymał od Boga tablice z dziesięciorgiem przykazań… w dwóch kopiach 😀 Na gorę wchodziliśmy w nocy, tak by ze szczytu zobaczyć wschód słońca. Wchodziliśmy dość długo, ponad 3 godziny, w ciemności rozświetlanej tylko naszymi latarkami i pięknym gwiaździstym niebem, w wędrówce towarzyszyły nam wielbłądy… śmierdzące i wydające nieopisane odgłosy 😉
Na koniec wyjazdu czekała nas jeszcze jedna ciekawa atrakcja, mianowicie kąpiel w Morzu Martwym. I teraz osobiście mogę poświadczyć, że legendy mówiące o tym, że w tym morzu nie można utonąć są prawdziwe 🙂 Bardzo ciekawe doświadczenie, polecam wszystkim bardzo gorąco… no właśnie gorąco… Gdy w Polsce było -5 stopni i leżał śnieg, ja wygrzewałem się na plaży w 30 stopniowym upale 😛
Oczywiście cały czas miałem przy sobie aparat, bo jakże by inaczej. Miałem też swój nowy nabytek, mianowicie mały statyw z wyginanymi elastycznymi nóżkami i muszę przyznać, że spisał się rewelacyjnie. Nie ważne czy chciałem ustabilizować aparat na kamieniu gdzieś na Synaju, czy przyczepić do jakiejś barierki czy słupka w środku miasta, statyw zdał egzamin celująco… no może z małym minusem, bo miał niekiedy problemy z utrzymaniem aparatu z cięższym obiektywem. Co do samych zdjęć to było ich duuuużo, po selekcji, zostało troszkę mniej, ale i tak za dużo by tu się wszystkimi chwalić, dlatego też wybrałem tylko „kilka”, moim skromnym zdaniem najciekawszych.