Zaznacz stronę
Neapol

Neapol

Neapol

I znowu te Włochy… Nie wiem jak ja to robię, że jakbym nie planował kolejnej podróży i jak się nie starał by zobaczyć nowy kraj to najczęściej i tak ląduję we Włoszech. To już moja piąta wizyta w tym kraju i założę się, że nie ostatnia.

Do Neapolu wybrałem się razem z bratem, dwójką przyjaciół i ich jednorocznym dzieckiem więc było nieco trudniej ustalić dogodny dla wszystkich termin i miejsce noclegu, ale udało się i spędziliśmy całkiem fajny tydzień zwiedzając Neapol i okolice choć pogoda nie zawsze zachęcała do spacerów.

Na początek opiszę krótko atrakcje Neapolu i okolic, które udało nam się zwiedzić, następnie kilka słów o jedzeniu w Neapolu a na koniec kilka praktycznych informacji o transporcie publicznym w mieście i okolicach.

Atrakcje Neapolu

Castel Sant’Elmo

Zamek położony na wzgórzu w centrum miasta. Rozpościera się z niego piękny widok na miasto, wulkan i zatokę. Chodząc po murach zamku mamy widok w każdym kierunku. Jak dla mnie obowiązkowy punkt podczas wizyty w Neapolu.
Koszt biletu: 5€

Narodowe Muzeum Archeologiczne

Jest to jedno z najważniejszych muzeów archeologicznych… na świecie. Na czterech piętrach muzeum znajdują się między innymi eksponaty ze starożytnej Grecji, Egiptu oraz Rzymu. Spora część eksponatów pochodzi z pobliskich Pompejów i Herkulanum. Muzeum Archeologiczne znajduje się tuż przy stacji metra Museo.
Koszt biletu: 12€.

Katedra św. Januarego

Znana także pod nazwą Katedry Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny to jedno z najważniejszych miejsc w Neapolu i główne miejsce kultu. Święty January jest patronem Neapolu a w katedrze znajdują się jego relikwie. Jego zakrzepła krew przechowywana w fiolkach trzy razy w roku zmienia się w ciecz. Według lokalnych wierzeń gdy do cudu nie dojdzie na Neapol spadnie nieszczęście. Taka sytuacja miała mieć miejsce w 1944 roku kiedy to doszło do wybuchu Wezuwiusza.
Wstęp bezpłatny.

Metro

Tak, metro to też atrakcja. Część stacji pierwszej linii metra to swoiste galerie sztuki. Najciekawsze stacje to Toledo, Uniwersytet, Dante i Garibaldi.

Galeria Umberto I i Piazza del Plebiscito

Galeria handlowa w stylu renesansowym wzorowana na Mediolańskiej galerii Wiktora Emmanuela. Budynek na planie krzyża greckiego ma przeszklony dach z kopułą na środku a w jego wnętrzu znajdują się kawiarnie, sklepy i biura. Tuż obok znajduje się teatr, a nieco dalej Piazza del Plebiscito z przylegającym do niego Pałacem królewskim i bazyliką pontyfikalną św. Franciszka z Paoli.

Castell dell’Ovo

Zamek ten jest położony na niewielkiej wysepce połączonej z lądem groblą. Kiedyś była to rezydencja królewska, później jednak król Karol I Andegaweński zbudował nieopodal nowy zamek Castel Nuovo i do niego się przeprowadził. Nazwa zamku w tłumaczeniu na polski to Zamek Jajeczny i jest ona związana z legendą o rzymskim poecie Wirgiliuszu, który posiadał magiczne jajko. Gdy zmarł został pochowany w Neapolu a jajko umieszczono w fundamentach zamku by je wzmocnić.
Wstęp na zamek jest bezpłatny.

Ogród botaniczny

Orto Botanico di Napoli bo tak się nazywa po włosku, to wspaniałe miejsce na chwilę wyciszenia i odetchnięcia w tym zatłoczonym i głośnym mieście. Na 15 hektarach znajdziemy niezliczone ilości drzew, krzewów i kwiatów podzielone na różne strefy. Przy wejściu dostajemy mapkę.
Wstęp bezpłatny.

Cappella Sansevero

Kaplica Sansevero to miejsce w którym znajdują się niesamowite rzeźby z marmuru. Najsłynniejszą z nich jest rzeźba Chrystusa spowitego całunem. Niesamowitość tych rzeźb polega na tym, że wyglądają one jakby ktoś w magiczny sposób zamienił coś w marmur. Zresztą sam fundator kaplicy siódmy książę Sansevero, Raimondo di Sangro był posądzany o magię i alchemię. Na mnie największe wrażenie zrobiło właśnie to marmurowe płótno okrywające Chrystusa i sieć rybacka w innej rzeźbie. W kaplicy nie można robić zdjęć, ale na Google można znaleźć wszystko.

Napoli Sotterranea

Oprócz licznych atrakcji na powierzchni Neapol kryje ich mnóstwo pod ziemią. Pod miastem ciągną się kilometry korytarzy, jaskiń, cystern na wodę i akweduktów. Zaczęło się od tego, że jeszcze w czasach greckich wydobywano spod ziemi tuf, rodzaj lekkiej wulkanicznej skały osadowej z której budowano domy. Dlatego też Neapol jest czasem nazywany „Lustrzanym miastem” bo domy budowano ze skał wydobywanych bezpośrednio pod nim. Im więc wyższy jest dom tym większa dziura pod nim.

Grecy w podziemnych jaskiniach przechowywali deszczówkę, później Rzymianie zbudowali pod ziemią sieć akweduktów zaopatrujących miasto w wodę. W czasie wojny podziemia służyły za schrony a dziś są atrakcją turystyczną. Napoli Sotterranea to jedno z miejsc które umożliwia nam zwiedzanie podziemi z przewodnikiem. Zejdziemy zarówno 40 metrów w dół do akweduktów jak i zwiedzimy fragmenty starożytnego teatru na którego ruinach powstały domy.

Tak, ktoś sobie zbudował dom na teatrze. Tak, wchodząc sobie do piwnicy wchodzi do ruin teatru. Tak, można to zwiedzać. Fundacja, która zajmuje się oprowadzaniem cały czas odkrywa nowe fragmenty ruin pod domami. Dane nam było na przykład zwiedzić pomieszczenie teatru, w którym jeszcze dwa lata temu ktoś miał… garaż.


Cena biletu: 10€. ArteCard daje 1€ zniżki.

To tylko kilka najciekawszych miejsc które zwiedziliśmy w samym Neapolu. Dzięki ArteCard kupionej za 21€ weszliśmy za darmo do Muzeum Etnograficznego (12€) i dwa razy na Castel Sant’Elmo (2×5€) oraz dostaliśmy 2€ zniżki w Sansevero i 1 w podziemiach Sotterrana plus komunikacja publiczna po Neapolu przez 3 dni. Dobry biznes.

To były pierwsze trzy dni wycieczki, kolejne trzy dni zwiedzaliśmy bliższe i dalsze okolice Neapolu.

Atrakcje w okolicach Neapolu

Pompeje

Jeden z punktów must have tego wyjazdu. Pompeje to ogromny obszar ruin starożytnego miasta, które zostało pogrzebane pod popiołami Wezuwiusza, który wybuchł w 79 roku naszej ery. Pył wulkaniczny zasypał miasto i utrwalił budynki, przedmioty i niektóre ciała ludzi i zwierząt tak, że teraz możemy zobaczyć jak wyglądało starożytne rzymskie miasto. W Pompejach cały czas trwają prace archeologiczne i nie wszystkie obszary są dostępne do zwiedzania a i tak te dostępne zapewniają ciekawy spacer na conajmniej 4 godziny.
Cena biletu: 15€

Herkulanum

Herkulanum to kolejne miasto, które ucierpiało podczas wybuchu Wezuwiusza. Było to miasto elity, gdy ktoś w Pompejach się dorobił to przeprowadzał się do Herkulanum. Podczas erupcji wulkanu Pompeje zostały zasypane popiołem a ludzie umierali od trujących oparów. Herkulanum natomiast zostało zalane warstwą błota wulkanicznego, której grubość sięgała 12 metrów. Ruiny miasta są dużo mniejsze niż w Popejach ale są lepiej zachowane.
Cena biletu: 11€

Salerno i Vierti sul Mare

W tym całym turystycznym zabieganiu postanowiliśmy jeden dzień przeznaczyć na odpoczynek na plaży, a że Neapol jest w plaże ubogi to wybraliśmy się do oddalonego o 60 km Salerno i Vierti sul Mare, które jest nazywane pierwszą perłą wybrzeża Amalfitańskiego które rozciąga się do miejscowości Positiano. Tym razem dane nam było zobaczyć jedynie ten wschodni kraniec wybrzeża, ale kto wie, może jeszcze kiedyś zawitam w te rejony.

Wezuwiusz

Drugi obowiązkowy punkt wycieczki, choć mało brakowało a przez kiepską pogodę musielibyśmy z niego zrezygnować. Ale udało się. Pojechaliśmy pociągiem CircumVesuviana do stacji Ercolano Scavi przy której jest punkt Vesuvio Expres, autokaru który zawozi na Wezuwiusza. Od parkingu na górze trzeba jeszcze iść do szczytu jakieś pół godziny, więc pół godziny zostaje na spacer wokół krateru bo autokar po półtorej godziny zabiera grupę na dół.

Widok z góry robi wrażenie. Zarówno ten na okolicę jak i w głąb krateru… choć mi nieco brakowało jakiejś bulgoczącej lawy czy czegoś w tym stylu. Nie było też dymu, za to była mgła… znaczy chmura. Już z dołu widzieliśmy, że szczyt spowija biała chmura, potem poleciała, ale za chwilę przyleciała kolejna i widoczność spadała do kilku metrów. Na szczęście w tych chwilach lepszej widoczności zdążyłem zrobić kilka zdjęć.

I także tym razem zakup ArteCard był dobrym pomysłem. Za kartę zapłaciliśmy 32€. Weszliśmy za darmo do Pompejów i Herkulamum gdzie normalnie byśmy zapłacili 26€. Dodatkowo w Pompejach uniknęliśmy czekania w długiej kolejce po bilety. Była osobna, krótka kolejka dla osób z ArteCard i biletami zakupionymi on-line. Przez te trzy dni jeździliśmy też trochę pociągami za które normalnie byśmy zapłacili prawie 30€. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze wydaliśmy na jedzenie…

Jedzenie w Neapolu

Nasze posiłki w Neapolu były dość monotematyczne… Jedliśmy same dania na „P”  – Pizza, Pasta, Pyszności.
No oczywistym jest, że jak Neapol to pizza… Ta prawdziwa, oryginalna, jedyna i najlepsza… To tu pizza powstała i stąd wyruszyła na podbój świata. Pizza w Neapolu smakuje… inaczej. Genialny smak sosu pomidorowego po prostu zachwyca. Do tego cienkie ale na brzegach puszyste ciasto i mozarella… ahhh ta mozzarella…

Jedliśmy pizze w różnych lokalach i moim zdaniem wszędzie była równie pyszna. Przynajmniej ta klasyczna z sosem pomidorowym, białe nie przypadły mi do gustu. Jedliśmy także w słynnej Ginoi Sorbillo, która zdobyła tytuł najlepszej neapolitańskiej pizzerii na świecie. Przed pizzerią w porach obiadu i kolacji stoi tłum ludzi w oczekiwaniu na wolny stolik. Pizzeria wydaje dziennie około 1200 pizz.

Co ciekawe wystarczy wyjechać z Neapolu do pobliskich miejscowości i tam pizza jest już nieco inna, też dobra, ale inna. W Neapolu mają też pyszne ciastka, bułeczki i inne rogaliki. Wciąż nie mogę wyjść z podziwu jak udało mi się zrobić zdjęcia deserów przed ich zjedzeniem…

Komunikacja w Neapolu

Transport z lotniska

Z lotniska do centrum miasta jeżdżą autobusy Alibus. Koszt takiego przejazdu to 5€. Sprzed lotniska jeżdżą jeszcze taksówki ale te są droższe niż Alibus. Można też odejść nieco dalej na przystanek normalnego autobusu komunikacji miejskiej, ale z tymi jest pewien problem o którym niżej.

Transport publiczny

W Neapolu jeżdżą autobusy, trolejbusy, metro i Funiculare, takie kolejki szynowe jeżdżące pod górę. Bilet normalny na transport publiczny kosztuje 1,10€. My postanowiliśmy zainwestować w ArteCard, kartę która upoważnia do korzystania z transportu publicznego oraz daje darmowe wejścia do muzeów i innych atrakcji turystycznych. Kupiliśmy dwie takie karty:

Arte Card Napoli – 3 pierwsze atrakcje za darmo, transport publiczny w Neapolu za darmo, ważna 3 dni, koszt 21€ (12€ ulgowa).
Arte Card Campania – 2 pierwsze atrakcje za darmo, transport publiczny w regionie za darmo, ważna 3 dni, koszt 32€ (25€ ulgowa).

Karty można kupić np. na dworcu w centrum miasta. Miłe dziewczyny w informacji pokierują do odpowiedniego sklepu gdzie można kupić kartę. Ulga przysługuje osobom do 25 roku życia. Jeżeli zamierzacie zwiedzać płatne atrakcje warto rozważyć zakup takiej karty.

Autobusy i trolejbusy

Autobusy miejskie… są. Są nawet trolejbusy, ale jeżeli chodzi o ruch samochodowy w mieście to jest on podobny jak w innych włoskich miastach. Z punktu widzenia obcokrajowca na ulicach panuje chaos, mam wrażenie, że przepisy, znaki a nawet światła są tylko dla ozdoby. Samochody są zaparkowane gdzie popadnie, nawet na przejściach dla pieszych i rondach. Chcąc przejść kulturalnie po pasach na zielonym świetle musisz uważać bo samochody… jadą mając światło czerwone i Cię jeszcze strąbią, że im pod koła wchodzisz. Jeżeli miałbym odpowiedzieć na pytanie „co słychać w Neapolu?” to bez chwili zawahania powiem „klaksony!”, bo te słychać praktycznie cały czas. Ale wracając do autobusów…

Można pomyśleć, że w takich okolicznościach przyrody autobusy się opóźniają. Otóż nie! Autobusy nigdy nie przyjadą później niż godzina podana w rozkładzie jazdy na przystanku bo na przystankach… nie ma rozkładów jazdy. Znaczy nie ma takich papierowych, które podają godziny odjazdów, są tylko informacje jaki autobus się na danym przystanku zatrzymuje i od której do której jeździ. Są czasem takie elektroniczne tablice pokazujące za ile przyjedzie autobus, ale żaden autobus nie przyjedzie później niż wyświetlana godzina bo godzina się aktualizuje w oczekiwaniu na autobus. Podsumowując, autobus w Neapolu będzie jak przyjedzie, czasem może być za 5 minut a czasem za półtorej godziny. Tak, trafiliśmy raz na tę drugą wersję.

Metro i pociągi

W Neapolu są trzy linie metra, choć my korzystaliśmy tylko z dwóch większych. Linia numer jeden to typowe metro w obrębie miasta. Linia numer dwa to takie połączenie metra z pociągiem podmiejskim. Można nim dojechać aż do Salerno po drodze są słynne Pompeje i Herkulanum skąd można wjechać na Wezuwiusza. Oprócz tej drugiej linii metra po regionie Campania jeżdżą także pociągi kolei regionalnych TrenItalia i Circumvesuviana, taka kolej podmiejska jeżdżąca wokół Wezuwiusza i do Sorrento.

Funicolare

Jak już wspomniałem to kolejki linowo-szynowe jeżdżące pod górę… no i w dół oczywiście. Neapol jest górzystym miastem i posiada 4 takie kolejki by ułatwić poruszanie się po mieście. Kolejki działają tak jak nasza kolejka na Gubałówkę z tą różnicą, że mają po drodze przystanki.

Wszystkimi powyższymi środkami transportu można jeździć na podstawie ArteCard.

Koniec

No i tyle… kolejny region w który bym chętnie wrócił, bo całe wybrzeże Amalfitańskie aż się prosi o sesję fotograficzną. A i w samym Neapolu zostały ciekawe atrakcje, których nie udało się tym razem zobaczyć, bo czasu mało. Ale jak tu wracać jak tyle nowych miejsc jeszcze czeka na odwiedzenie?

 

Sarajewo

Sarajewo

Sarajewo

8 czerwca 2018

Stolica Bośni i Hercegowiny. W tym mieście na każdym kroku można znaleźć coś co przypoina o minionej wojnie. Na bazarze można kupić długopisy i inne „pamiątki” wykonane z łusek po pociskach czy innych militarnych pozostałości.

​ Eilat

​ Eilat

​ Eilat

Początek lutego 2018… było zimno… bardzo zimno, a miało być jeszcze zimniej… a ja ciepłolubny jestem 🙂
A gdyby tak polecieć gdzieś gdzie jest ciepło? Pomyślałem, poszukałem i znalazłem… lot do Izraela za 120 złotych w obie strony! A na miejscu 25 do 28 stopni ciepła!Szybkie sprawdzenie miejsca, kilka przeczytanych opinii i… decyzja zapadła. Kupiłem bilety, zarezerwowałem nocleg, transport z lotniska i spędziłem cudowny tydzień w Eilacie. Mieście na pustyni gdzie wygrzewałem się w 28 stopniowym upale gdy w Polsce było -15 stopni!W podróż nie mogłem się oczywiście wybrać bez aparatu i zaraz się wam pochwalę swoimi zdjęciami, ale uznałem, że przyda się też jakiś tekst. Tym razem postanowiłem napisać coś na kształt poradnika co, jak, gdzie i za ile. A może ktoś też postanowi wybrać się do Eilatu i ten tekst będzie pomocny?No to zaczynamy…

Atrakcje Eilatu i okolic

28 stopni ciepła
To dla mnie największa atrakcja, ona jedna wystarczyła by mnie przekonać do tej podróży. Gdy w Polsce termometry pokazywały -15 w dzień w Eilacie było +18 … w nocy! W dzień temperatura dochodziła do 28 stopni! Krótkie spodenki, kapelusz, butelka wody i krem z filtrem przeciwsłonecznym obowiązkowe.
Plaża, woda, rafa
Cóż, plaże… są. Niewielkie, głównie kamieniste… ale są. Tak w centrum miasta jak i wzdłuż brzegu aż do granicy z Egiptem. Woda jest krystalicznie czysta i w miarę ciepła, a pod wodą… cóż to co się znajduje pod wodą, kilka metrów od plaży to istna bajka, zupełnie inny świat. Kolorowe ryby i rafa koralowa na wyciągnięcie ręki… i to wszystko za darmo! Znaczy są miejca gdzie za wejście na plażę trzeba zapłacić ale plaża przy granicy z Egiptem jest darmowa i tuż przy brzegu można podziwiać rafę koralową i pływające wokoło różnokolorowe ryby.
Rafa delfinów
Rafa delfinów znajduje się na południe od miasta i jest to płatna zamknięta plaża z dobrze przygotowaną infrastrukturą. Łazienki, prysznice, klimatyczny bar, restauracja, pamiątki… pawie, koty, pies itp. Główną atrakcją tego miejsca są oczywiście pływające tam delfiny. Co ciekawe delfiny w każdym momencie mogą sobie wypływać poza teren rafy ale przeważnie pływają na terenie obiektu przy pomostach z których można je oglądać i wśród nurków pływających w tym samym miejscu. Koszt samego wejścia na teren obiektu to 69 szekli natomiast możliwość nurkowania z delfinami to koszt ponad 300 szekli. W tym jest oczywiście sprzęt i instruktor.
Czerwony kanion
Absolutny must have dla kogoś kto woli nieco aktywniejszy wypoczynek niż wysiłek przekręcania się z boku na bok na plaży by się równo przypalić. Czerwony kanion to przepiękne miejsce na pustyni gdzie możemy spacerować wąskim kanionem ukształtowanym ze skał w kolorze… no zgadnij 😉 Najkrótszą ale i najpiękniejszą trasę można przejść w godzinę. Ja oczywiście wybrałem nieco dłuższą i nieco trudniejszą wersję. Oczywiście nie żałuję, bo widoki ze szczytów zapierały dech w piersi. A może to ten upał i suche powietrze? Wejście do kanionu jest darmowe a dojechać do niego możemy autobusem 392 z dworca głównego za 12,5 szekla.
Timna Park
Timna Park leży jakieś 30 km na północ od Eilatu. Mimo słowa 'park’ w nazwie nie uświadczymy tam za dużo drzew 😀 Generalnie spory obszar piachu i skał, ale całkiem ładny. W starożytności wydobywano tam miedź a dziś to atrakcja turystyczna. Można tam dojechać, tak jak ja to zrobiłem, autobusem 394, ale… nie polecam ponieważ od przystanku Elifaz/Timna Park trzeba jeszcze dojść jakieś 3 kilometry a po samym parku też najlepiej jeździć autkiem bo obszar jest całkiem spory. Można też wypożyczyć na miejscu rower (20 szekli za godzinę). Ja postanowiłem przyłączyć się do kogoś z autkiem. Po wejściu do parku zatrzymałem więc pierwsze osoby z autkiem i zapytałem czy mogę się z nimi zabrać 🙂 Trafiłem na przemiłe małżeństwo z Kanady i wspólnie jeździliśmy po parku przez 4 godziny. Wejście do parku kosztuje 49 szekli.
Ogród botaniczny
Na północy miasta znajduje się ogród botaniczny. Miejsce gdzie rosną rośliny z różnych zakątków świata. Jest nawet strefa lasu deszczowego, która co kilka minut jest skrapiana mgiełką destylowanej wody by nadać odpowiedni mikroklimat. Jest to ponoć jedyne miejsce na pustyni gdzie rosną tropikalne rośliny. Bilet wstępu kosztuje 28 szekli.
Inne atrakcje
Spędziłem w Eilacie cały tydzień, ale nigdzie mi się nie spieszyło, nie miałem ciśnienia by zobaczyć wszystko co się da. To miał być i był spokojny wypoczynek i cieszenie się ciepłem. A atrakcje nie uciekną, do Eilatu mam zamiar jeszcze wrócić bo ma on mi więcej do zaoferowania. A nawet jakby mi się sam Eilat znudził to tuż obok są przejścia graniczne z Egiptem w Tabie i Jordanią w Akabie. Część osób przylatuje do Eilatu tylko po to by zaraz udać się do któregoś z sąsiednich krajów.

Waluta

W Izraelu walutą jest szekel, a w zasadzie Nowy szekel, którego kurs do złotówki wynosi prawie 1:1, wiec obyło się bez zbędnego przeliczania w głowie co ile kosztuje. Gotówki zabrałem niewiele, na miejscu w większości miejsc płaciłem kartą, mój bank ma na tyle małą prowizję przy przewalutowaniu, że nie było sensu wymieniać większej kwoty. Gotówka przydawała mi się jedynie do zakupu biletów w autobusie.

Lot do Eilatu

Lot w obie strony kosztował mnie 180 złotych, bo postanowiłem wybrać inny termin niż ten za 120 zł znaleziony na początku. Z tego co się dowiedziałem ceny są tak niskie ponieważ do biletów dopłaca polskie i izraelskie ministerstwo turystyki oraz zrzeszenie hotelarzy w Eilacie. Ja leciałem WizzAirem ale RyanAir też lata do Eilatu i ma podobne ceny. Jak to z tanimi liniami bywa nie lecimy na lotnisko w centrum miasta tylko na oddalone o 60 km lotnisko Ovda zlokalizowane pośrodku… niczego. Pustynia jak okiem sięgnąć. Po wylądowaniu w Ovdzie wychodzimy na cieplutką płytę lotniska a w niewielkim budynku już czekają pracownicy lotniska by przeprowadzić z nami wywiad 😀 Tak, po przybyciu do Izraela jesteśmy dość skrupulatnie przepytywani zanim otrzymamy wizę, ale spokojnie to standardowe procedury. Pytają czy przylecieliśmy sami, co zamierzamy tam robić, gdzie będziemy mieszkać, czy planujemy przekraczać granicę z Egiptem lub Jordanią, czy znamy kogoś w Izraelu i takie tam. Generalnie warto odpowiadać krótko i zwięźle by uniknąć dodatkowych pytań, ale należy uzbroić się w cierpliwość bo tłumek ludzi przed nami może być bardziej rozgadany. Dobrze też mieć przygotowaną i wydrukowaną rezerwację z miejsca gdzie będziemy nocować, łatwiej ją pokazać niż tłumaczyć gdzie, jak, na ile itp 😉 Po wyjściu z budynku lotniska trafiamy na mały parking gdzie czekają zielone autobusy firmy Egged, bilet kupujemy u kierowcy, kosztuje 21,5 szekla. Można też skorzystać z prywatnej firmy przewozowej Eilat-Shuttle… ale bilety są droższe (30-35 szekli) i należy je kupić wcześniej przez internet. Różne też chodzą słuchy o tym przewoźniku… ja z nimi jechałem w obie strony, wszystko było dobrze, ale następnym razem skorzystam z Eggeda. Eilat-Shuttle nie ma w mieście konkretnego przystanku tylko rozwozi ludzi po hotelach, niby fajnie ale w drodze powrotnej oznacza to czekanie do pół godziny przed hotelem bo nie ma podanej konkretnej godziny odjazdu sprzed konkretnego hotelu. Ja wybrałem Eilat-Shuttle bo przylatywałem i wylatywałem w sobotę a obawiałem się, że krajowy przewoźnik nie jeździ w szabat. Moje obawy były jednak niesłuszne, Egged też jeździ w szabat. A jego zaletą jest to że odjeżdża z głównego dworca autobusowego o konkretnej godzinie. Bilet można kupić wcześniej w kasie lub u kierowcy.

Nocleg w Eilacie

Noclegi nie należą do najtańszych. Ja nocowałem w Hostelu Arava i za noc płaciłem 90 złotych, w tej cenie miałem też śniadanie. Dokonując rezerwacji przez stronę Booking.com, która mi się otworzyła po wyszukaniu lotu na wizzair.com otrzymałem 15€ zniżki na kolejny lot. Jak ktoś chce tańszy nocleg to na plaży przy granicy z Egiptem (na tej z rafą koralową) można za darmo rozbić namiot. Spotkałem tam Polaków, którzy właśnie w ten sposób nocowali w Eilacie. W ogóle w Eilacie jest bardzo dużo Polaków i jeszcze więcej Rosjan.

Jedzenie i zakupy w Eilacie

Przed wyjazdem naczytałem się w Internecie, że jedzenie i ogólnie ceny w sklepach są 3 do 5 razy wyższe niż w Polsce. I owszem, obiad dla jednej osoby może kosztować 70-80 szekli, a półtoralitrowa butelka wody 8-10 szekli… ale takie ceny można i w polskich kurortach znaleźć, gdy się człowiek stołuje w restauracjach przy plaży, w centrum lub gdy robi zakupy w ekskluzywnych sklepach czy galeriach 😉 W Eilacie w okolicach centrum i plaży jest drogo, ale wystarczy wyjść trochę w miasto i można się spokojnie najeść i zrobić zakupy za mniejsze pieniądze: W barze Shawarma Pilpel za 19 szekli dostaniemy falafla a za 29 kebaba w picie. Kawałek dalej w barze Omer’s za 40 szekli w ramach Business Lunch dostaniemy zestaw Pita z mięsnym nadzieniem do wyboru + dodatek do wyboru: frytki, surówki i takie tam (polecam frytki pół na pół z ziemniaków i batatów) + napój do wyboru + zestaw surówek na przystawkę. Nie wiem w jakich godzinach obowiązuje u nich ten Business Lunch ale bywałem tam i późnym wieczorem i zawsze dostawałem 😀 Bardzo miła obsługa, przyjemny lokal i pyszne jedzenie. Gorąco polecam 😉 Ps: Twierdzą, że jako jedyni w mieście olej do smażenia wymieniają codziennie 😛 Jeżeli chodzi o zakupy to na północy Eilatu jest kilka sklepów i supermarketów gdzie spokojnie można zrobić zakupy w cenach podobnych do polskich. Półtoralitrową Pepsi dostaniemy za 5 szekli (przy plaży 13 szekli) a taką samą butelkę wody za niecałe dwa szekle (przy plaży 8 szekli).

Transport w Eilacie

Po Eilacie jeżdżą zielone autobusy miejskie firmy Egged (dworzec główny). Bilet normalny kosztuje 4,20 szekla. Bilet kupujemy u kierowcy. Widziałem, że jest możliwość kupienia za 60 szekli biletu obejmującego transfer z lotniska i na lotnisko oraz komunikację miejską przez 7 dni. Następnym razem skorzystam z tej opcji bo autobusami po mieście poruszałem się dość często… choć tylko linią jadącą z centrum wzdłuż plaży na południe do granicy z Egiptem. Autobusami firmy Egged możemy się dostać także do innych miast Izraela oraz okolicznych atrakcji jak Czerwony Kanion (12,5 szekla) czy Timna Park (14,5 szekla).

Kościół katolicki w Eilacie

Jest 🙂  Niewielki, niczym się nie wyróżniający spośród okolicznych budynków, ale jest. Kościół świętego Mojżesza i Eliasza jest pod adresem Sderot Ye’elim 318/4, ale mapy Google błędnie wskazują tą lokalizację. Widzę, że na mapach pojawił się we właściwym miejscu jako Kościół Przemienienia Pańskiego i tu już się lokalizacja zgadza. Msze niedzielne są w soboty o 18:30 po angielsku i w niedziele o 19:00 po arabsku. Ja byłem w niedzielę bo za późno dowiedziałem się o tej sobotniej opcji. Na mszy było kilkanaście osób, kazanie kapłan mówił zarówno po arabsku jak i po angielsku, a przed wejściem były wyłożone teksty czytań w różnych językach, również po polsku. Po mszy kapłan wyniósł różne ciasta, ciasteczka i napoje więc była okazja posiedzieć i porozmawiać z ludźmi 🙂 Aktualny wykaz mszy świętych w Eilacie i nie tylko znajduje się na stronie www.cicts.org.

Bezpieczeństwo i uprzejmość

Słyszałem, że w Izraelu jest niebezpiecznie, że wojna, że strzelają, że kradną no i nielubią obcych, że opluwają i są niemili… tak słyszałem w telewizji, tak czytałem w Internecie… po kilku dniach w Eilacie zastanawiałem się czy ja oby na pewno jestem w Izraelu bo… nic się nie zgadza! Ludzie są przesympatyczni, czy to w sklepach czy spotkani na ulicy, pomogą, doradzą a większość swobodnie mówi po angielsku. Chodziłem po Eilacie tak w dzień jak i późnym wieczorem. W centrum jak i po mniejszych osiedlowych uliczkach i… czułem się bardzo bezpiecznie. Nikt mnie nie zaczepiał, nikt nie opluł no i nikt nie zastrzelił. Fakt, po mieście chodzą wojskowi a prawie każdy z nich ma przewieszony przez ramię karabin maszynowy. Ale oni tu tak mają, służba wojskowa jest obowiązkowa zarówno dla mężczyzn jak i dla kobiet w wieku 18 lat. Ale to wszytko nie dlatego, że są problemy, tylko po to by ich nie było. Na początku widok żołnierza z karabinem robi wrażenie, ale po kilku dniach staje się on tak powszechny jakim jest i nie dziwi nawet gdy spotkamy takiego uzbrojonego żołnierza, który w supermarkecie robi sobie zakupy. Tak, oni sobie tak po prostu chodzą po mieście, załatwiają codzienne normalne sprawy… tylko są ubrani w mundur i mają karabin przy boku 🙂

Czy polecam?

Zdecydowanie polecam 🙂 Sam tam wrócę, gdy znów przyjdzie zima i różnica temperatur w Polsce i Izraelu wyniesie ponad 40 stopni. I gdy znów samoloty zaczną tam latać… bo latają tylko w okresie zimowym 😛To co? Zachęciłem kogoś do takiej podróży? Jeśli macie jakieś pytania dotyczące mojej podróży to piszcie śmiało w komentarzach, postaram się odpowiedzieć 🙂
Mediolan

Mediolan

Mediolan

Mediolan, światowa stolica mody, to tutaj znajdziemy muzeum mody Armani Silos i galerię handlową Wiktora Emmanuela w której centrum znajdziemy sklepy Prady, Louis Vuitton i … zaraz, chwila, stop! Przecież ja nie jestem blogerem modowym… jeszcze raz…
Mediolan to kolejne miejsce na mojej podróżniczej mapie, która robi się lekko monotonna bo znowu trafiłem do Włoch, choć tym razem do ich północnej części. Ale co ja poradzę, że trafiam na tanie bilety lotnicze do Włoch a włoskie krajobrazy i architektura bardzo zaprzyjaźniły się z moim aparatem.

Podróż do Mediolanu

Wylecieliśmy w środku nocy, czyli o 6:20. Plusem tak wczesnego wylotu była możliwość podziwiania wschodu słońca i pięknie oświetlonych gór z wysokości 10 kilometrów.
Po wylądowaniu w Bergamo, udaliśmy się autokarem do Mediolanu. Kursują tam autokary trzech firm, bilety kosztują 5€ i można je kupić w kasach na lotnisku lub od gości w pomarańczowych kamizelkach, którzy kręcą się przy autokarach i sprawdzają bilety przy wejściu. Podróż z lotniska w Bergamo do centrum Mediolanu trwa godzinę, po dotarciu na miejsce udaliśmy się prosto do galerii handlowej… nie no żartuję 😛

Tor wyścigowy Monza

Po dotarciu do Mediolanu ruszyliśmy pociągiem do miejscowości Monza, by zobaczyć znajdujący się tam tor wyścigowy, na którym odbywa się Grand Prix Włoch Formuły 1. Bolidów wprawdzie nie było, ale na torze ścigali się zwykli śmiertelnicy w swoich mniej lub bardziej wypasionych autkach.
Korzystając z okazji postanowiłem spróbować panoramowania, techniki robienia zdjęć polegającej na wykonaniu zdjęcia z nieco dłuższym czasem naświetlania i przesuwaniem aparatu w czasie wykonywania zdjęcia tak by podążać za fotografowanym obiektem. Sprawia to, ze tło jest rozmyte a fotografowany obiekt względnie ostry. Po kilkunastu nieudanych próbach udało mi się zrobić kilka w miarę ciekawych zdjęć.
Zostańmy jeszcze na chwilę w tematyce samochodów. Drugiego dnia pobytu zwiedziliśmy znajdujące się niedaleko Mediolanu muzeum Alfy Romeo. Aby się tam dostać komunikacją z Mediolanu należy pojechać pierwszą linią metra lub pociągiem do stacji Rho-Fierra a następnie autobusem 561 do przystanku Via priv. Alfa Romeo. W muzeum oprócz starszych i nowszych modeli samochodów, są silniki, makiety, prezentacje i… kino 4D gdzie na trzęsących się fotelach można zobaczyć pięciominutową animację z samochodami Alfa Romeo.

Jezioro Como

Kolejnego dnia wybraliśmy się nad jezioro Como, uważane za jedno z najpiękniejszych w Europie. I faktycznie, jezioro w kształcie litery Y otoczone ogromnymi górami robi nie małe wrażenie. Chętnie bym tam zamieszkał… ale mnie nie stać 🙁 Swoje wille nad jeziorem mają za to np. George Clooney, Madonna i Brad Pitt. Nad jeziorem Como nagrywano też takie filmy jak Casino Royale z Jamesem Bondem i Gwiezdne Wojny: Atak Klonów. Chcieliśmy się dostać do willi Balbinello w miejscowości Lenno, która posłużyła jako pałac Amidali, królowej Naboo… ale było zamknięte. Zwiedzanie jest możliwe od marca po połowy listopada, czyli spóźniliśmy się tydzień. Ale trudno, wrócimy jak będzie cieplej 🙂 Z Mediolanu przyjechaliśmy pociągiem do miejscowości Varenna, znajdującej się na brzegu centralnej części jeziora. Tam kupiliśmy dobowy bilet na prom i pływaliśmy od miejscowości do miejscowości podziwiając uroki jeziora i otaczających go gór.
Na dłuższy spacer i podziwianie architektury zatrzymaliśmy się tylko w Bellagio i Varennie,  z której następnie wróciliśmy do Mediolanu.

Mediolan

W końcu. Po trzech dniach nocowania w Mediolanie uznaliśmy, że może warto i to miasto trochę zwiedzić… za dnia. Najbardziej znany zabytek Mediolanu to katedra Duomo, ta gotycka budowla jest jednym z największych kościołów na świecie. Bogate marmurowe zdobienia nadają jej niesamowity wygląd. A można je podziwiać z bliska, bo dach katedry jest udostępniony do zwiedzania. Z dachu rozpościera się niesamowity widok na miasto, a podobno przy dobrej pogodzie widać też Alpy. My niestety nie trafiliśmy na dobrą pogodę, mocno zachmurzone niebo psuło nieco efekt. Kolejnym elementem psującym efekt są rusztowania ponieważ katedra jest obecnie remontowana. Kolejny powód by do Mediolanu wrócić 🙂
W Mediolanie zobaczyliśmy także zamek Sforzów z parkiem i łukiem triumfalnym, Narodowe Muzeum Nauki i Technologii im. Leonarda da Vinci oraz wspomnianą na początku galerię handlową.
Wieczory w Mediolanie spędzaliśmy w knajpkach przy jednym z tamtejszych kanałów, gdzie za 7-11€ można dostać dowolny drink i dostęp do bufetu, z którego można jeść ile się chce 😀No i to tyle opowieści z wycieczki. Został już tylko powrót do Polski.
(Nie)rób zdjęcia pod słońce!

(Nie)rób zdjęcia pod słońce!

(Nie)rób zdjęcia pod słońce!

Nie pamiętam już ile razy i od ilu życzliwych ludzi słyszałem to zdanie, w takiej czy innej formie.

– Jak robisz zdjęcie to słońce masz mieć zawsze za plecami.

– No nie pod słońce, przecież ci nie wyjdzie!

– Prześwietlisz zdjęcie.

– Będziesz miał białą plamę.

Grożono mi nawet, że popsuję sobie oczy, albo co gorsza, aparat… wróć… aparat, albo co gorsza oczy.

Ale na szczęście moje oczy i aparat są nadal całe i nie popsute, a ja mam na koncie całkiem sporo ciekawych zdjęć, które według niektórych „speców” od fotografii nie miały prawa się udać. Oczywiście nie jest tak, że te wszystkie teorie spiskowe są wyssane z palca i śmiało można strzelać fotki celując aparatem prosto w naszą najbliższą gwiazdę. Aby zrobić ciekawe zdjęcie ze słońcem w roli głównej, albo nawet drugoplanowej potrzeba troszkę wiedzy i wprawy, jak zresztą do wszystkiego. No chyba, że chcemy po prostu zachować jakiś obraz z otaczającego nas świata, tak po prostu, aby był, na pamiątkę, by pokazać kumplowi jaka fura stała na światłach, czy po coś tam innego. Ja jednak od moich zdjęć oczekuję czegoś więcej, nie chcę by były zwykłym Print Screenem tego co widzę. Aparat to nie oko, które się automatycznie dostosowuje do panujących warunków tak by najlepiej widzieć otaczającą nas rzeczywistość… znaczy aparat też tak umie, w trybie „auto”, ale i tak daleko mu do szybkości i precyzji oka.  Aparat ma jednak jedną ważną przewagę nad okiem, można wyłączyć tryb „auto” i ręcznie ustawić choćby takie parametry jak czas naświetlania i wielkość przesłony dzięki czemu możemy na tyle ograniczyć padające na matrycę światło by spokojnie uchwycić nawet bardzo jasne obiekty, tak by straszny i okrutny blask słońca nie wypełnił całego zdjęcia. Aparat zwykle będzie próbował dobierać parametry tak by zdjęcie mniej więcej pokazywało to co widzimy normalnie. Jeżeli chcemy mieć pełną kontrolę nad parametrami musimy przełączyć aparat w tryb manualny.

Ustawiając w trybie manualnym bardzo niski czas naświetlania i mocno przymkniętą przesłonę możemy nawet w słoneczny dzień zrobić zdjęcie tak aby słonko było jasne a cała reszta ciemna.

Dodatkową przewagą aparatu nad ludzkim okiem jest uzyskiwany na zdjęciach efekt promieni, który powstaje poprzez załamywanie się światła na listkach przesłony. Liczba promieni jest zależna od liczby i kształtu  listków przesłony w używanym obiektywie. Oczywiście efekt jest do uzyskania jedynie przy użyciu aparatu z obiektywem, który taką przesłonę posiada, nie do uzyskania kompaktem czy smartfonem.

Im przesłona jest bardziej przymknięta tym efekt gwiazdki jest bardziej widoczny.

Zamiast zmniejszać ustawieniami ilość światła wpuszczanego do aparatu, możemy ustawić kadr tak by nasze fotografowane słoneczko za czymś schować, w całości lub częściowo. Nie zmieni to oświetlenia fotografowanego obszaru, a jednocześnie unikniemy promieni skierowanych wprost w delikatną i czułą matrycę naszego aparatu. Słoneczko można schować na przykład za drzewem lub innym wąskim obiektem w kadrze wielkością zbliżonym do samego słońca, tak by ono, choć schowane to nieśmiało się z za takiego obiektu wychylało. Można tez poczekać na chmurkę, która nieco rozproszy światło. A czasem i zza chmurki słonko się lubi wychylić i stworzyć delikatną poświatę.

Fotografowanie pod słońce, które kiedyś mi odradzano, i którym nie straszono stało się jednym z moich ulubionych sposobów robienia zdjęć. I za każdym razem, gdy przymierzam się do takiego zdjęcia mam satysfakcję z tego, że zdjęcie które stworze nie będzie wyglądało tak jak to co widzą moje zwykłe oczy, tylko jak to co widzą oczy mojej wyobraźni.