Zaznacz stronę
​ Eilat

​ Eilat

​ Eilat

Początek lutego 2018… było zimno… bardzo zimno, a miało być jeszcze zimniej… a ja ciepłolubny jestem 🙂
A gdyby tak polecieć gdzieś gdzie jest ciepło? Pomyślałem, poszukałem i znalazłem… lot do Izraela za 120 złotych w obie strony! A na miejscu 25 do 28 stopni ciepła!Szybkie sprawdzenie miejsca, kilka przeczytanych opinii i… decyzja zapadła. Kupiłem bilety, zarezerwowałem nocleg, transport z lotniska i spędziłem cudowny tydzień w Eilacie. Mieście na pustyni gdzie wygrzewałem się w 28 stopniowym upale gdy w Polsce było -15 stopni!W podróż nie mogłem się oczywiście wybrać bez aparatu i zaraz się wam pochwalę swoimi zdjęciami, ale uznałem, że przyda się też jakiś tekst. Tym razem postanowiłem napisać coś na kształt poradnika co, jak, gdzie i za ile. A może ktoś też postanowi wybrać się do Eilatu i ten tekst będzie pomocny?No to zaczynamy…

Atrakcje Eilatu i okolic

28 stopni ciepła
To dla mnie największa atrakcja, ona jedna wystarczyła by mnie przekonać do tej podróży. Gdy w Polsce termometry pokazywały -15 w dzień w Eilacie było +18 … w nocy! W dzień temperatura dochodziła do 28 stopni! Krótkie spodenki, kapelusz, butelka wody i krem z filtrem przeciwsłonecznym obowiązkowe.
Plaża, woda, rafa
Cóż, plaże… są. Niewielkie, głównie kamieniste… ale są. Tak w centrum miasta jak i wzdłuż brzegu aż do granicy z Egiptem. Woda jest krystalicznie czysta i w miarę ciepła, a pod wodą… cóż to co się znajduje pod wodą, kilka metrów od plaży to istna bajka, zupełnie inny świat. Kolorowe ryby i rafa koralowa na wyciągnięcie ręki… i to wszystko za darmo! Znaczy są miejca gdzie za wejście na plażę trzeba zapłacić ale plaża przy granicy z Egiptem jest darmowa i tuż przy brzegu można podziwiać rafę koralową i pływające wokoło różnokolorowe ryby.
Rafa delfinów
Rafa delfinów znajduje się na południe od miasta i jest to płatna zamknięta plaża z dobrze przygotowaną infrastrukturą. Łazienki, prysznice, klimatyczny bar, restauracja, pamiątki… pawie, koty, pies itp. Główną atrakcją tego miejsca są oczywiście pływające tam delfiny. Co ciekawe delfiny w każdym momencie mogą sobie wypływać poza teren rafy ale przeważnie pływają na terenie obiektu przy pomostach z których można je oglądać i wśród nurków pływających w tym samym miejscu. Koszt samego wejścia na teren obiektu to 69 szekli natomiast możliwość nurkowania z delfinami to koszt ponad 300 szekli. W tym jest oczywiście sprzęt i instruktor.
Czerwony kanion
Absolutny must have dla kogoś kto woli nieco aktywniejszy wypoczynek niż wysiłek przekręcania się z boku na bok na plaży by się równo przypalić. Czerwony kanion to przepiękne miejsce na pustyni gdzie możemy spacerować wąskim kanionem ukształtowanym ze skał w kolorze… no zgadnij 😉 Najkrótszą ale i najpiękniejszą trasę można przejść w godzinę. Ja oczywiście wybrałem nieco dłuższą i nieco trudniejszą wersję. Oczywiście nie żałuję, bo widoki ze szczytów zapierały dech w piersi. A może to ten upał i suche powietrze? Wejście do kanionu jest darmowe a dojechać do niego możemy autobusem 392 z dworca głównego za 12,5 szekla.
Timna Park
Timna Park leży jakieś 30 km na północ od Eilatu. Mimo słowa 'park’ w nazwie nie uświadczymy tam za dużo drzew 😀 Generalnie spory obszar piachu i skał, ale całkiem ładny. W starożytności wydobywano tam miedź a dziś to atrakcja turystyczna. Można tam dojechać, tak jak ja to zrobiłem, autobusem 394, ale… nie polecam ponieważ od przystanku Elifaz/Timna Park trzeba jeszcze dojść jakieś 3 kilometry a po samym parku też najlepiej jeździć autkiem bo obszar jest całkiem spory. Można też wypożyczyć na miejscu rower (20 szekli za godzinę). Ja postanowiłem przyłączyć się do kogoś z autkiem. Po wejściu do parku zatrzymałem więc pierwsze osoby z autkiem i zapytałem czy mogę się z nimi zabrać 🙂 Trafiłem na przemiłe małżeństwo z Kanady i wspólnie jeździliśmy po parku przez 4 godziny. Wejście do parku kosztuje 49 szekli.
Ogród botaniczny
Na północy miasta znajduje się ogród botaniczny. Miejsce gdzie rosną rośliny z różnych zakątków świata. Jest nawet strefa lasu deszczowego, która co kilka minut jest skrapiana mgiełką destylowanej wody by nadać odpowiedni mikroklimat. Jest to ponoć jedyne miejsce na pustyni gdzie rosną tropikalne rośliny. Bilet wstępu kosztuje 28 szekli.
Inne atrakcje
Spędziłem w Eilacie cały tydzień, ale nigdzie mi się nie spieszyło, nie miałem ciśnienia by zobaczyć wszystko co się da. To miał być i był spokojny wypoczynek i cieszenie się ciepłem. A atrakcje nie uciekną, do Eilatu mam zamiar jeszcze wrócić bo ma on mi więcej do zaoferowania. A nawet jakby mi się sam Eilat znudził to tuż obok są przejścia graniczne z Egiptem w Tabie i Jordanią w Akabie. Część osób przylatuje do Eilatu tylko po to by zaraz udać się do któregoś z sąsiednich krajów.

Waluta

W Izraelu walutą jest szekel, a w zasadzie Nowy szekel, którego kurs do złotówki wynosi prawie 1:1, wiec obyło się bez zbędnego przeliczania w głowie co ile kosztuje. Gotówki zabrałem niewiele, na miejscu w większości miejsc płaciłem kartą, mój bank ma na tyle małą prowizję przy przewalutowaniu, że nie było sensu wymieniać większej kwoty. Gotówka przydawała mi się jedynie do zakupu biletów w autobusie.

Lot do Eilatu

Lot w obie strony kosztował mnie 180 złotych, bo postanowiłem wybrać inny termin niż ten za 120 zł znaleziony na początku. Z tego co się dowiedziałem ceny są tak niskie ponieważ do biletów dopłaca polskie i izraelskie ministerstwo turystyki oraz zrzeszenie hotelarzy w Eilacie. Ja leciałem WizzAirem ale RyanAir też lata do Eilatu i ma podobne ceny. Jak to z tanimi liniami bywa nie lecimy na lotnisko w centrum miasta tylko na oddalone o 60 km lotnisko Ovda zlokalizowane pośrodku… niczego. Pustynia jak okiem sięgnąć. Po wylądowaniu w Ovdzie wychodzimy na cieplutką płytę lotniska a w niewielkim budynku już czekają pracownicy lotniska by przeprowadzić z nami wywiad 😀 Tak, po przybyciu do Izraela jesteśmy dość skrupulatnie przepytywani zanim otrzymamy wizę, ale spokojnie to standardowe procedury. Pytają czy przylecieliśmy sami, co zamierzamy tam robić, gdzie będziemy mieszkać, czy planujemy przekraczać granicę z Egiptem lub Jordanią, czy znamy kogoś w Izraelu i takie tam. Generalnie warto odpowiadać krótko i zwięźle by uniknąć dodatkowych pytań, ale należy uzbroić się w cierpliwość bo tłumek ludzi przed nami może być bardziej rozgadany. Dobrze też mieć przygotowaną i wydrukowaną rezerwację z miejsca gdzie będziemy nocować, łatwiej ją pokazać niż tłumaczyć gdzie, jak, na ile itp 😉 Po wyjściu z budynku lotniska trafiamy na mały parking gdzie czekają zielone autobusy firmy Egged, bilet kupujemy u kierowcy, kosztuje 21,5 szekla. Można też skorzystać z prywatnej firmy przewozowej Eilat-Shuttle… ale bilety są droższe (30-35 szekli) i należy je kupić wcześniej przez internet. Różne też chodzą słuchy o tym przewoźniku… ja z nimi jechałem w obie strony, wszystko było dobrze, ale następnym razem skorzystam z Eggeda. Eilat-Shuttle nie ma w mieście konkretnego przystanku tylko rozwozi ludzi po hotelach, niby fajnie ale w drodze powrotnej oznacza to czekanie do pół godziny przed hotelem bo nie ma podanej konkretnej godziny odjazdu sprzed konkretnego hotelu. Ja wybrałem Eilat-Shuttle bo przylatywałem i wylatywałem w sobotę a obawiałem się, że krajowy przewoźnik nie jeździ w szabat. Moje obawy były jednak niesłuszne, Egged też jeździ w szabat. A jego zaletą jest to że odjeżdża z głównego dworca autobusowego o konkretnej godzinie. Bilet można kupić wcześniej w kasie lub u kierowcy.

Nocleg w Eilacie

Noclegi nie należą do najtańszych. Ja nocowałem w Hostelu Arava i za noc płaciłem 90 złotych, w tej cenie miałem też śniadanie. Dokonując rezerwacji przez stronę Booking.com, która mi się otworzyła po wyszukaniu lotu na wizzair.com otrzymałem 15€ zniżki na kolejny lot. Jak ktoś chce tańszy nocleg to na plaży przy granicy z Egiptem (na tej z rafą koralową) można za darmo rozbić namiot. Spotkałem tam Polaków, którzy właśnie w ten sposób nocowali w Eilacie. W ogóle w Eilacie jest bardzo dużo Polaków i jeszcze więcej Rosjan.

Jedzenie i zakupy w Eilacie

Przed wyjazdem naczytałem się w Internecie, że jedzenie i ogólnie ceny w sklepach są 3 do 5 razy wyższe niż w Polsce. I owszem, obiad dla jednej osoby może kosztować 70-80 szekli, a półtoralitrowa butelka wody 8-10 szekli… ale takie ceny można i w polskich kurortach znaleźć, gdy się człowiek stołuje w restauracjach przy plaży, w centrum lub gdy robi zakupy w ekskluzywnych sklepach czy galeriach 😉 W Eilacie w okolicach centrum i plaży jest drogo, ale wystarczy wyjść trochę w miasto i można się spokojnie najeść i zrobić zakupy za mniejsze pieniądze: W barze Shawarma Pilpel za 19 szekli dostaniemy falafla a za 29 kebaba w picie. Kawałek dalej w barze Omer’s za 40 szekli w ramach Business Lunch dostaniemy zestaw Pita z mięsnym nadzieniem do wyboru + dodatek do wyboru: frytki, surówki i takie tam (polecam frytki pół na pół z ziemniaków i batatów) + napój do wyboru + zestaw surówek na przystawkę. Nie wiem w jakich godzinach obowiązuje u nich ten Business Lunch ale bywałem tam i późnym wieczorem i zawsze dostawałem 😀 Bardzo miła obsługa, przyjemny lokal i pyszne jedzenie. Gorąco polecam 😉 Ps: Twierdzą, że jako jedyni w mieście olej do smażenia wymieniają codziennie 😛 Jeżeli chodzi o zakupy to na północy Eilatu jest kilka sklepów i supermarketów gdzie spokojnie można zrobić zakupy w cenach podobnych do polskich. Półtoralitrową Pepsi dostaniemy za 5 szekli (przy plaży 13 szekli) a taką samą butelkę wody za niecałe dwa szekle (przy plaży 8 szekli).

Transport w Eilacie

Po Eilacie jeżdżą zielone autobusy miejskie firmy Egged (dworzec główny). Bilet normalny kosztuje 4,20 szekla. Bilet kupujemy u kierowcy. Widziałem, że jest możliwość kupienia za 60 szekli biletu obejmującego transfer z lotniska i na lotnisko oraz komunikację miejską przez 7 dni. Następnym razem skorzystam z tej opcji bo autobusami po mieście poruszałem się dość często… choć tylko linią jadącą z centrum wzdłuż plaży na południe do granicy z Egiptem. Autobusami firmy Egged możemy się dostać także do innych miast Izraela oraz okolicznych atrakcji jak Czerwony Kanion (12,5 szekla) czy Timna Park (14,5 szekla).

Kościół katolicki w Eilacie

Jest 🙂  Niewielki, niczym się nie wyróżniający spośród okolicznych budynków, ale jest. Kościół świętego Mojżesza i Eliasza jest pod adresem Sderot Ye’elim 318/4, ale mapy Google błędnie wskazują tą lokalizację. Widzę, że na mapach pojawił się we właściwym miejscu jako Kościół Przemienienia Pańskiego i tu już się lokalizacja zgadza. Msze niedzielne są w soboty o 18:30 po angielsku i w niedziele o 19:00 po arabsku. Ja byłem w niedzielę bo za późno dowiedziałem się o tej sobotniej opcji. Na mszy było kilkanaście osób, kazanie kapłan mówił zarówno po arabsku jak i po angielsku, a przed wejściem były wyłożone teksty czytań w różnych językach, również po polsku. Po mszy kapłan wyniósł różne ciasta, ciasteczka i napoje więc była okazja posiedzieć i porozmawiać z ludźmi 🙂 Aktualny wykaz mszy świętych w Eilacie i nie tylko znajduje się na stronie www.cicts.org.

Bezpieczeństwo i uprzejmość

Słyszałem, że w Izraelu jest niebezpiecznie, że wojna, że strzelają, że kradną no i nielubią obcych, że opluwają i są niemili… tak słyszałem w telewizji, tak czytałem w Internecie… po kilku dniach w Eilacie zastanawiałem się czy ja oby na pewno jestem w Izraelu bo… nic się nie zgadza! Ludzie są przesympatyczni, czy to w sklepach czy spotkani na ulicy, pomogą, doradzą a większość swobodnie mówi po angielsku. Chodziłem po Eilacie tak w dzień jak i późnym wieczorem. W centrum jak i po mniejszych osiedlowych uliczkach i… czułem się bardzo bezpiecznie. Nikt mnie nie zaczepiał, nikt nie opluł no i nikt nie zastrzelił. Fakt, po mieście chodzą wojskowi a prawie każdy z nich ma przewieszony przez ramię karabin maszynowy. Ale oni tu tak mają, służba wojskowa jest obowiązkowa zarówno dla mężczyzn jak i dla kobiet w wieku 18 lat. Ale to wszytko nie dlatego, że są problemy, tylko po to by ich nie było. Na początku widok żołnierza z karabinem robi wrażenie, ale po kilku dniach staje się on tak powszechny jakim jest i nie dziwi nawet gdy spotkamy takiego uzbrojonego żołnierza, który w supermarkecie robi sobie zakupy. Tak, oni sobie tak po prostu chodzą po mieście, załatwiają codzienne normalne sprawy… tylko są ubrani w mundur i mają karabin przy boku 🙂

Czy polecam?

Zdecydowanie polecam 🙂 Sam tam wrócę, gdy znów przyjdzie zima i różnica temperatur w Polsce i Izraelu wyniesie ponad 40 stopni. I gdy znów samoloty zaczną tam latać… bo latają tylko w okresie zimowym 😛To co? Zachęciłem kogoś do takiej podróży? Jeśli macie jakieś pytania dotyczące mojej podróży to piszcie śmiało w komentarzach, postaram się odpowiedzieć 🙂
Mediolan

Mediolan

Mediolan

Mediolan, światowa stolica mody, to tutaj znajdziemy muzeum mody Armani Silos i galerię handlową Wiktora Emmanuela w której centrum znajdziemy sklepy Prady, Louis Vuitton i … zaraz, chwila, stop! Przecież ja nie jestem blogerem modowym… jeszcze raz…
Mediolan to kolejne miejsce na mojej podróżniczej mapie, która robi się lekko monotonna bo znowu trafiłem do Włoch, choć tym razem do ich północnej części. Ale co ja poradzę, że trafiam na tanie bilety lotnicze do Włoch a włoskie krajobrazy i architektura bardzo zaprzyjaźniły się z moim aparatem.

Podróż do Mediolanu

Wylecieliśmy w środku nocy, czyli o 6:20. Plusem tak wczesnego wylotu była możliwość podziwiania wschodu słońca i pięknie oświetlonych gór z wysokości 10 kilometrów.
Po wylądowaniu w Bergamo, udaliśmy się autokarem do Mediolanu. Kursują tam autokary trzech firm, bilety kosztują 5€ i można je kupić w kasach na lotnisku lub od gości w pomarańczowych kamizelkach, którzy kręcą się przy autokarach i sprawdzają bilety przy wejściu. Podróż z lotniska w Bergamo do centrum Mediolanu trwa godzinę, po dotarciu na miejsce udaliśmy się prosto do galerii handlowej… nie no żartuję 😛

Tor wyścigowy Monza

Po dotarciu do Mediolanu ruszyliśmy pociągiem do miejscowości Monza, by zobaczyć znajdujący się tam tor wyścigowy, na którym odbywa się Grand Prix Włoch Formuły 1. Bolidów wprawdzie nie było, ale na torze ścigali się zwykli śmiertelnicy w swoich mniej lub bardziej wypasionych autkach.
Korzystając z okazji postanowiłem spróbować panoramowania, techniki robienia zdjęć polegającej na wykonaniu zdjęcia z nieco dłuższym czasem naświetlania i przesuwaniem aparatu w czasie wykonywania zdjęcia tak by podążać za fotografowanym obiektem. Sprawia to, ze tło jest rozmyte a fotografowany obiekt względnie ostry. Po kilkunastu nieudanych próbach udało mi się zrobić kilka w miarę ciekawych zdjęć.
Zostańmy jeszcze na chwilę w tematyce samochodów. Drugiego dnia pobytu zwiedziliśmy znajdujące się niedaleko Mediolanu muzeum Alfy Romeo. Aby się tam dostać komunikacją z Mediolanu należy pojechać pierwszą linią metra lub pociągiem do stacji Rho-Fierra a następnie autobusem 561 do przystanku Via priv. Alfa Romeo. W muzeum oprócz starszych i nowszych modeli samochodów, są silniki, makiety, prezentacje i… kino 4D gdzie na trzęsących się fotelach można zobaczyć pięciominutową animację z samochodami Alfa Romeo.

Jezioro Como

Kolejnego dnia wybraliśmy się nad jezioro Como, uważane za jedno z najpiękniejszych w Europie. I faktycznie, jezioro w kształcie litery Y otoczone ogromnymi górami robi nie małe wrażenie. Chętnie bym tam zamieszkał… ale mnie nie stać 🙁 Swoje wille nad jeziorem mają za to np. George Clooney, Madonna i Brad Pitt. Nad jeziorem Como nagrywano też takie filmy jak Casino Royale z Jamesem Bondem i Gwiezdne Wojny: Atak Klonów. Chcieliśmy się dostać do willi Balbinello w miejscowości Lenno, która posłużyła jako pałac Amidali, królowej Naboo… ale było zamknięte. Zwiedzanie jest możliwe od marca po połowy listopada, czyli spóźniliśmy się tydzień. Ale trudno, wrócimy jak będzie cieplej 🙂 Z Mediolanu przyjechaliśmy pociągiem do miejscowości Varenna, znajdującej się na brzegu centralnej części jeziora. Tam kupiliśmy dobowy bilet na prom i pływaliśmy od miejscowości do miejscowości podziwiając uroki jeziora i otaczających go gór.
Na dłuższy spacer i podziwianie architektury zatrzymaliśmy się tylko w Bellagio i Varennie,  z której następnie wróciliśmy do Mediolanu.

Mediolan

W końcu. Po trzech dniach nocowania w Mediolanie uznaliśmy, że może warto i to miasto trochę zwiedzić… za dnia. Najbardziej znany zabytek Mediolanu to katedra Duomo, ta gotycka budowla jest jednym z największych kościołów na świecie. Bogate marmurowe zdobienia nadają jej niesamowity wygląd. A można je podziwiać z bliska, bo dach katedry jest udostępniony do zwiedzania. Z dachu rozpościera się niesamowity widok na miasto, a podobno przy dobrej pogodzie widać też Alpy. My niestety nie trafiliśmy na dobrą pogodę, mocno zachmurzone niebo psuło nieco efekt. Kolejnym elementem psującym efekt są rusztowania ponieważ katedra jest obecnie remontowana. Kolejny powód by do Mediolanu wrócić 🙂
W Mediolanie zobaczyliśmy także zamek Sforzów z parkiem i łukiem triumfalnym, Narodowe Muzeum Nauki i Technologii im. Leonarda da Vinci oraz wspomnianą na początku galerię handlową.
Wieczory w Mediolanie spędzaliśmy w knajpkach przy jednym z tamtejszych kanałów, gdzie za 7-11€ można dostać dowolny drink i dostęp do bufetu, z którego można jeść ile się chce 😀No i to tyle opowieści z wycieczki. Został już tylko powrót do Polski.
Apulia

Apulia

Apulia

Pomysł na wylot do Bari przyszedł mi już podczas kupowania biletów lotniczych do Rzymu w listopadzie zeszłego roku. Na głównej stronie linii lotniczych WizzAir wyświetlała się oferta lotów do Bari. Ceny lotów były atrakcyjne a po przejrzeniu graficznych wyników wyszukiwania „Bari” w Google uznałem, że warto się tam wybrać następnym razem.Przy późniejszym planowaniu podróży i przeglądaniu miejscowych atrakcji okazało się, że większość miejsc, które widziałem na zdjęciach w Google nie znajdują się w samym Bari, ale w okolicznych miejscowościach. Miasto Bari jest stolicą regionu Apulia i ma dobrą komunikację z większością miejscowości, które chcieliśmy zwiedzić razem z bratem, więc to w nim postanowiliśmy nocować.
To tyle tytułem wstępu, teraz słów kilka o miejscowościach i atrakcjach, które udało nam się zobaczyć i oczywiście sfotografować 😉

Bari

Miasto portowe z dużym dworcem kolejowym, a raczej kilkoma połączonymi dworcami różnych przewoźników. Główną atrakcją Bari jest stare miasto i znajdujące się w nim zabytki. Zamek, katedra i kościół św. Mikołaja. Miasto ożywa wieczorem, wtedy dopiero otwierają się niektóre restauracje i rozpoczynają różne wydarzenia. Nam udało się trafić na koncert jakiejś lokalnej gwiazdy i paradę ku czci św. Antoniego z Padwy.

Poligiano

Niewielkie miasteczko na południowy-wschód od Bari. To tam znajduje się plaża, której zdjęcie w Google skłoniło mnie do tej wyprawy. Plaża niewielka i kamienista ale otaczające ją skały z grotami sprawiają, że miejsce to wygląda bajecznie. Mieszkańcy Barletty (opiszę niżej) twierdzą, że to najpiękniejsza plaża na świecie. Do Poligiano wybraliśmy się pierwszego dnia, zaraz po zakwaterowaniu się w Bari. To tutaj przekonaliśmy się, że bycie głodnym popołudniu nie jest dobrym pomysłem. Od około 16 do 19 restauracje są zamknięte. Jedyne co nam się udało znaleźć otwartego to… kebab.

Castel del Monte

Jest to twierdza oddalona około 50 km od Bari. Dojazd nie był prosty, ale bardzo nam zależało na zobaczeniu tej atrakcji. Drugi dzień i kolejna lekcja życia na południu Włoch. Wycieczki w niedziele są jeszcze gorszym pomysłem niż popołudniowy głód. W niedzielę prawie wszystkie restauracje i sklepy są zamknięte, a pociągi i autobusy jeżdżą… hmm… rzadko. Po dojechaniu do Andrii okazało się, że bus do Castel del Monte odjechał 20 minut wcześniej, a kolejny będzie za 3 godziny. Próbowaliśmy dowiedzieć się o miejscowych czy jest jakiś inny sposób by dostać się do zamku, ale… my nie mówiliśmy po włosku, a oni nie mówili po angielsku. Niemniej jednak udało nam się dowiedzieć, który rozkład jest na niedzielę, oraz gdzie jest najbliższy kościół. Oczywiście próba wyjaśnienia słowami, że szukamy kościoła skutkowała tylko głupimi minami wszystkich wyrażającymi, że nikt nic nie rozumie. Dopiero uczyniony przeze mnie znak krzyża sprawił, że miejscowi zaczęli nam tłumaczyć gestami jak dojść do kościoła, ale po chwili, widząc nasze miny zwątpili i postanowili nas tam po prostu zawieźć 😉 Po przejechaniu jakichś… 500 metrów, wysiedliśmy pod kościołem, uścisnęliśmy ręce naszym dobrodziejom i udaliśmy się na mszę. Po 3 godzinach w Andrii udaliśmy się busem do Castel del Monte.

Barletta

I to miał być koniec naszych planów na niedzielę, ale po powrocie z Castel del Monte do Andrii stwierdziliśmy, że do Bari wrócimy inną drogą. Udaliśmy się do Barletty, portowego miasta z linią kolei TrenItalia, którymi zamierzaliśmy wrócić do Bari po krótkim zwiedzaniu miasta. Udaliśmy się w stronę morza, ale po drodze przy tamtejszym zamku zaczepiła nas pewna dziewczyna informując, że właśnie zaczynają darmowe oprowadzanie po mieście. Nie dalismy się długo prosić i w towarzystwie kilku innych młodych osób ruszyliśmy w miasto słuchając (po angielsku) różnych faktów i legend związanych z Barlettą.

Alberobello

Miejscowość słynąca ze specyficznych kamiennych domków typu „Trulli”. Co ciekawe nie jest to jakiś skansen czy coś w tym stylu. Do dziś ludzie normalnie mieszkają w tych domkach. Ludzie budowali tego typu domki by uniknąć podatków, które były płacone tylko od solidnych murowanych budowli 😉

Grotte di Castellana

Jest to system jaskiń krasowych ciągnących się przez 3 kilometry. Pierwsza największa z jaskiń ma w suficie dziurę przez którą wpada światło. Jaskinia ma wysokość około 60 metrów. Ze względu na prawa autorskie jedynie w tej pierwszej grocie można robić zdjęcia. Kolejne groty były mniejsze, ale równie ciekawe. Utrzymująca się w jaskini stała temperatura w okolicach 15 stopni była miłą odmianą od upału na powierzchni 🙂
I to tyle… trzy dni zwiedzania, absorbowania słońca i włoskiego jedzenia. Wiele niewiadomych, sporo improwizacji i ogromny niedosyt, więc bogatsi o wiedzę kiedy, gdzie i jak się poruszać po tym regionie na pewno tam wrócimy. Niech tylko nieco wodę podgrzeją w morzu 😀
Adrspach

Adrspach

Adrspach

22 sierpnia 2014

Adrspach to Skalne Miasto, zbudowane z piaskowca, z monumentalnymi skałami sięgającymi 100 metrów wysokości. Znajduje się tu też szmaragdowe jezioro, wodospad i piekne krajobrazy.

Góry Stołowe

Góry Stołowe

Przedłużając sobie i tak długi weekend w okolicach Bożego Ciała wybrałem się w Góry Stołowe. Byłem w nich kiedyś jako dziecko i nie pamiętałem zbyt wiele, ale pamiętałem, że góry te, zwłaszcza masyw Szczelińca Wielkiego i Błędne Skały bardzo mi się podobały 🙂

Tym razem oprócz wymienionych wyżej atrakcji przyrodniczych udało mi się zobaczyć jeszcze kilka ciekawych miejsc i atrakcji. Było to możliwe po pierwsze dlatego, że byłem tam dłużej niż ostatnio i po drugie byłem autkiem dzięki czemu mogłem sobie jeździć gdzie chcę i kiedy chcę, a biorąc pod uwagę, że plan zmieniał się dynamicznie było to bardzo pomocne.

Na pierwszy ogień poszedł Szczeliniec Wielki i Błędne Skały. Szczeliniec zawdzięcza swą nazwę szczelinom skalnym, których pełno w całym masywie. Nie raz zwiedzający go turysta musiał się trochę powyginać by przejść przez wąskie ścieżki między skałami. Podobna gimnastyka czekała mnie w skalnym labiryncie Błędnych Skał. Były momenty gdzie naprawdę trzeba było nieźle wyginać śmiało ciało niosąc w jednej ręce plecak, a w drugiej aparat… tak wiem, że plecak nosi się na plecach, ale szczeliny były tak wąskie, że z plecakiem na plecach się po prostu nie dało… Zresztą zobaczcie sami…

Później pogoda się troszkę popsuła, ale nie robiło mi to różnicy bo większość zwiedzanych w kolejne dni obiektów była pod ziemią… i to całkiem głęboko. Podziemne zwiedzanie Gór Stołowych zacząłem od kopalni rudy w Nowej Rudzie. Kopalnia jest dobrze przygotowana do ruchu turystycznego. Oprócz samej kopalni jest też muzeum górnictwa i atrakcja w postaci podziemnej kolejki, którą wyjechaliśmy z kopalni. Całe zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, dzięki, któremu można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy, np. że kolor kasku oznaczał pełnioną funkcję w kopalni i górnicy z żółtym kaskiem byli w kopalni nietykalni, nawet windami jeździli sami… czemu? Cóż pojedź do Nowej Rudy i przekonaj się 🙂

W tym samym dniu udało mi się jeszcze zwiedzić dwa z siedmiu „podziemnych miast” wybudowanych przez niemców w czasie drugiej wojny światowej. Tylko część z nich jest udostępniona turystom, a nawet te najlepiej zbadane kryją w sobie jeszcze wiele tajemnic bo nie wszystkie korytarze odnaleziono. Są podejrzenia, że to co znamy to tylko niewielka część całego kompleksu.

Kolejną, jak dla mnie najciekawszą atrakcją była kopalnia złota w Złotym Stoku. Bardzo dobre i bogate zaplecze turystyczne. Oprócz samego zwiedzania kopalni, tak jak w Nowej Rudzie jest przejażdżka podziemna kolejką, a także rejs łódką w  zalanej sztolni kopalni, gdzie krystalicznie czysta woda jest… trująca, a w mniejszych ilościach uzależniająca. Woda w tej sztolni jest bardzo bogata w arsen, który tez był w tej kopalni wydobywany. W kopalni jest też ściana wypełniona najróżniejszymi tabliczkami ostrzegawczymi, niektóre z nich są naprawdę… dziwne. 40 metrów pod ziemią, jest też podziemny wodospad, a na powierzchni można było też spróbować swoich sił w wypłukiwaniu złota, lub samemu wybić monetę. W pobliżu kopalni jest też park linowy z mega długą tyrolką nad kopalnią odkrywkową.

Nieopodal znajduje się też średniowieczny park techniki gdzie można zobaczyć jak wyglądały niektóre narzędzia używane w średniowieczu. Wszystkie działające i każdego można było dotknąć i użyć. Dodatkową atrakcją parku jest tunel strachu, chata kata, który ma bardzo duże poczucie humoru i możliwość przejechania się czołgiem zaprojektowanym przez samego Leonarda Da Vinci.

A na koniec, już w drodze powrotnej skręciłem sobie do ogrodu w stylu japońskim, znajdującym się nieopodal Kudowy Zdrój. Jadąc z Kudowy należy skręcić w prawo jeszcze przed zabytkowym wiaduktem kolejowym.

Podsumowując… okolica bardzo ciekawa, bogata w różne atrakcje. Udało mi się jeszcze zobaczyć między innymi Kaplicę Czaszek, Muzeum Zabawek czy Szlak Ginących Zawodów. Jednak atrakcji w Górach Stołowych jest tyle, że pewnie jeszcze nie raz tam wrócę, Ciebie również zachęcam do zwiedzenia tego zakątka na obrzeżach naszej pięknej Polski.